
Dawid mówi, że mam, cytuję "luki w popkulturze", ale on sam nie jest o wiele lepszy. Zresztą przyznał, że swoją "orientację w terenie" zawdzięcza częściowo temu, że ma młodszą siostrę. Ja mam tylko brata, młodszego o sześć lat. Kiedy oboje byliśmy jeszcze dziećmi, brat słuchał hip-hopu. Dzięki temu kojarzę mniej więcej tego pana od "Jestem Bogiem" i mogę szpanować swoją wiedzą.
Był jednak taki krótki okres czasu, gdy z muzyką, zwłaszcza tą polską i rozrywkową, byłam mniej więcej na bieżąco. Zaczęło się to jakoś pod koniec siódmej klasy podstawówki (tak, kiedyś taka była) i trwało może przez rok. Byłam wtedy dobrym dzieckiem i w każdą sobotę rzetelnie sprzątałam swój pokój: no wiecie, układałam to, co było porozwalane, ścierałam kurze itd. Oczywiście bardzo tego nie lubiłam i z braku audiobooków zaczęłam słuchać radia. Nie pamiętam już jaka to była stacja, ale wiem, że w sobotnie późnie popołudnie była tam lista przebojów. Dzięki niej w ciągu dwóch-trzech tygodni zapoznałam się z tym, co aktualnie było w Polsce popularne.
Była na przykład taka piosena "Rowery dwa". Albo "Dzień gorącego lata" (przeglądarkowy słownik sugeruje mi tutaj, że chodzi o "kata", ale ja bardziej ufam swojej pamięci). No i był taki przebój Jansona, który bardzo mi się wtedy podobał, do tego stopnia, że nawet kupiłam sobie kasetę. Przebój nazywał się "Małe szczęścia" i był śpiewany przez młodego chłopaka, który wydawał mi się wtedy bardzo ładny, choć uczciwie rzecz biorąc, nie miałam podstaw by stwierdzić to z całą pewnością, bo w teledysku połowa twarzy chłopaka była schowana pod czapką.
Wszystko to było bardzo dawno temu i zdążyłam już zapomnieć o Jansonie i piosence z chłopakiem w czapce. Niedawno jednak chcąc nie chcąc zostałam zasypana doniesieniami o pewnym medialnym wydarzeniu i wspomnienie "Małych szczęść" powróciło.

Nie żeby to było jakoś bardzo ważne. Za kilka dni i tak o tym zapomnę. Tymczasem próbuję uporządkować moją wiedzę o współczesnym świecie.
podzielam twoje zdysansowanie sie do popkultury muzycznej, aczkolwiek byl taki okres gdy bylam z nią na biezaco. byly to wczesne lata osiemdziesiate, naznaczone stanem wojennym i brakiem pradu. posiadanie radia na baterie bylo blogoslawienstwiem pod warunkiem, ze sie udalo zdobyc baterie. wiec sie oszczedzalo baterie aby zlapac trojkowa liste przebojow, radio wolna europa i radio luxemburg. z tamtych czasow zostalo mnostwo piosenek w glowie, ktore dzisiaj, o zgrozo, uznawane sa za klasyke gatunku.
OdpowiedzUsuńinna czescia tamtych czasow jest upodobanie do swiatla swiec i czytania przy tych chybotliwych plomyczkach ksiazek pozyczanych od znajomych i z bibliotek, bo kupienie niektorych pozycji graniczylo z cudem.
no i dochodzimy do sedna sprawy: jestem juz taka stara? eeeee, to niemozliwe!
ucalowania dla calej Trojki
> Więc to chyba ten, no nie?
OdpowiedzUsuńTak, to dokładnie ten :-) I też pamiętam tę piosenkę (podobnie jak dwie pozostałe wymienione przez Ciebie, ach, czasy podstawówki).
Pisząc Jansona masz na myśli Jasona Voorheesa?
OdpowiedzUsuńI who the *** is Alice... tfuuu Monika Brodka?