wtorek, 29 maja 2012

O obalaniu mitów i pechowym rusztowaniu

To nie jest tak, że moje życie stało się nagle koszmarnie nudne i nie mam o czym pisać. Właściwie jest dokładnie odwrotnie. Maj okazał się miesiącem tak bogatym w różne wydarzenia, że odkładanie pisania o tym przychodziło mi bardzo łatwo. Najpierw Dawid pojechał pracowo do Berlina i w tym czasie mój kręgosłup uległ dość nieprzyjemnej awarii. Potem mój mąż i Ania namówili mnie na wyjazd na koniec świata. Po powrocie z końca świata wszyscy, a zwłaszcza Emilka, mieliśmy straszliwego jetlaga. Ponieważ jest już wszystko w porządku, a ja nie napisałam w tym miesiącu jeszcze ani jednej notki, spieszę nadrobić przynajmniej częściowo to zaniedbanie.

Pomyślałam, że napiszę dziś o obalaniu mitu, który głosi, że w Szwajcarii nie kradną. Otóż kradną. I to nie byle co.

Tak naprawdę kojarzę więcej sytuacji, w których kradzież nie została dokonana (choć mogła - np. gdy kolega zostawił na stole przed knajpą lustrzankę, a teściowej wypadła komórka w pociągu i zorientowała się dopiero po kilku godzinach). Nie pomaga to pewnie mojemu znajomemu, który kupił sobie rower, pojechał nim do pracy i więcej już go nie zobaczył. Nieco większy kłopot ma kolega mojego męża.

Mowa o rodowitym Szwajcarze, któremu skradziono rusztowanie. W dodatku kradzież ta okazała się być sprawą na tyle złożoną, że tutejszy wymiar sprawiedliwości może mieć nie lada problem z rozwikładniem sprawy.

Otóż: jakiś czas temu Szwajcar kupił dom. Dom był z rusztowaniem, które również było na sprzedaż. Po dłuższym czasie okazało się jednak, że facet, który sprzedawał Szwajcarowi rusztowanie, nie miał do tego prawa, ponieważ nie należało ono do niego. Prawowity właściciel przypomniał sobie o tym po jakichś dwóch latach i postanowił nie bawić się w polubowne załatwianie sprawy. Pewnej nocy wybrał się pod dom Szwajcara i ukradł swoje, bezprawnie sprzedane przez osobę trzecią innej osobie trzeciej rusztowanie. Niestety, miał pecha - kradzież zauważył jeden z sąsiadów, poza tym zarejestrowała ją kamera znajdująca się przy budynku. 

Przy okazji obalę jeszcze jeden mit: to nieprawda, że w Szwajcarii wszystko wspaniale działa. Dziś nie działały drzwi wejściowe do budynku, w którym mieszkam. Nie dało się ich otworzyć kluczem. Wraz z sąsiadką obdzwoniłyśmy wszystkie mieszkania i wyglądało na to, że budynek jest pusty, bo nikt nas nie wpuścił. Na szczęście ślusarz działał tak jak powinien i po piętnastu  minutach był na miejscu.